Jakie sklepy kosmetyczne odwiedziłam we Francji i co ze sobą przywiozłam.
Choć podróż do Francji z każdym dniem wkracza w dalszą przeszłość, myśl o niej i o tej cudownej wyprawie towarzyszy mi na co dzień. Z wakacyjnymi wspomnieniami wiążą się również podarunki, które ze sobą przywiozłam i o nich dziś chciałabym powiedzieć. Co przyjechało ze mną do Polski, jakie sklepy odwiedziłam, jak robić tanie zakupy we Francji - o tym dziś na blogu, zapraszam :).
Będąc na Lazurowym Wybrzeżu szukałam w Internecie podstawowych informacji na temat robienia zakupów (gdzie kupować, gdzie jest tanio, co można znaleźć w danym sklepie itp). Wbrew pozorom nie okazało się to takie proste i oczywiście. Jedyne informacje, a raczej wzmianki o zakupach we Francji udało mi się znaleźć na anglojęzycznych stronach, dlatego też zmobilizowało mnie to do stworzenia takiego mini-poradnika w języku polskim. Oczywiście moja praca bazuje na własnym doświadczeniu, a nie na użyciu edycji "kopiuj-wklej" z innych stron.
Wielkie było moje zdziwienie, gdy przyjeżdżając do Francji okazało się, że nie znajdę tam popularnych Rossmannów, drogerii Natura czy Hebe. Nie zrozumcie mnie też źle, nie przyjechałam tam też tylko po to, aby odwiedzać drogerię kosmetyczne, ale po kilku dniach pobytu chciałam podarować sobie coś kosmetycznego, co np. nie jest dostępne w Polsce lub jest tańsze. Moje wątpliwości zostały rozwiane po kilku wyprawach do centrum miasta i w trakcie samego zwiedzania.
W takim razie jak to jest w tej Francji? Gdzie kupować kosmetyki skoro nie ma drogerii?
Apteki. Jest ich mnóstwo i są wszędzie, na każdej ulicy po kilka aptek. A w nich kosmetyki takich firm jak La Roche Posay, Avene, Vichy, Loreal, do tego dochodzi również kolorówka, która była dla mnie nie lada zdziwieniem. Sytuacja jest podobna jak u nas, tyle że możemy tam znaleźć kosmetyki z powyższych firm, które w Polsce są niedostępne. Jeśli chodzi o ceny - porównywalne, może troszeczkę drożej, ale to wynika tylko z tego, że mamy Euro, a jak wiadomo nie opłaca się przeliczać na złotówki.
Ok, w aptece znajdziemy wszelakiej maści dermokosmetyki, zatem gdzie cała reszta? W supermarketach. Sama byłam zdziwiona, gdy idąc do Inter Marche zobaczyłam szafy znanych marek kosmetycznych, co w Polsce jest rzadkością lub występuję w okrojonej wersji. Francuzki robią kosmetyczne zakupy w supermarketach i aptekach. Będąc w galerii Lafayette zauważyłam również Sephorę, ale sami wiecie, że nie każdego stać na pójście do tego sklepu. W centrum miasta można również znaleźć supermarkety Monoprix, które naprawdę są bogato wyposażone jeśli chodzi o kosmetyki. Niestety ceny nie są niskie z racji tego, że to samo centrum i mnóstwo turystów. Turyści = duże przychody dla sklepów.
Wybierając się za granicę zawsze kalkulujemy nasze wydatki i staramy się zaoszczędzić. Wiadomo, że nie bez przesady, bo przecież na niektórych rzeczach nie da się zaoszczędzić. Skoro w sklepie kilogram jabłek kosztuje 1,5 Euro, a na targu 0,50 Euro centów to lepiej wybrać tę drugą opcję, zwłaszcza, że taki targ dysponuje świeżymi owocami. W związku z tym nie polecam robić dużych zakupów w supermarketach, chyba że jest to nagła potrzeba lub takich produktów nie znajdziemy na wspomnianych targach. Uwierzcie, różnica jest ogromna. Będąc w Marsylii miałam okazję przebywać na kilku targach i wielkie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam ceny. Niektóre produkty wychodziły taniej o więcej niż połowę! Przykładowo w supermarkecie żel do ciała Le Petit Marseillais kosztował 3,50 Euro, a na targu dwa wspomniane produkty kosztowały jedynie 2 Euro. Trzy czekolady Milka (różne smaki) na targu kosztowały 1 Euro. Kosmetyków było mnóstwo, a wiele z nich to takie, które również występowały w supermarketach. Dlatego też rada dla zwiedzających Francję ode mnie jest taka, że warto szukać w pobliżu targów i straganów - naprawdę ich nie brakuje, a ceny są o wiele niższe.
Rzeczy, które udało mi się przywieźć z Marsylii :).
Korektor, o którym ostatnio pisałam na blogu [klik]. W sklepie kosztował 16 Euro, na targu zapłaciłam za niego 6 :). Polowałam na niego od dłuższego czasu, w Polsce ciężko go dostać, dlatego wyjazd do Francji wzbudzał nadzieję, że gdzieś go tam znajdę. Cena w sklepie mnie przeraziła i odstraszyła, dlatego poddałam się i stwierdziłam, że go nie kupię. Na targu zobaczyłam go przypadkiem i od razu wylądował w moich rękach :). Pierwsze użycia są na plus :).
Na arabskim targu roiło się od różnorodnych, tajemniczych olejków, zapachów i kadzidełek. W tym całym gąszczu udało mi się wypatrzeć olejek Amla, który już dawno chciałam zafundować moim włosom. Nie zdawałam sobie sprawę, że zapach jest aż tak intensywny, nie przypadł mi do gustu, ale po pierwszym użyciu moje włosy się z nim polubiły. Wiecie, to taki olejek "z pierwszej ręki", który jest w 100% oryginalny.
Kosmetyki LPM, których nie ma w Polsce (chodzi o niektóre serie). We Francji jest ich mnóstwo! Kolorowo, bajecznie, zapachowo, nie wiadomo co wrzucić do koszyka. Naprawdę żałuję, że nie ma ich dostępnych w Polsce, to, co przywiozłam to zaledwie namiastka tego, co widziałam....
Moja pierwsza wizyta w Kiko odhaczona :). Na pierwszy użytek wybrałam lakier do paznokci, który jak na razie spisuje się świetnie. Nie odpryskuje, nie ściera się i wytrzymuje na paznokciach nawet tydzień. Jeśli kosmetyki są tak dobrej jakości to kto wie czy w przyszłości nie skuszę się na coś więcej.
Grzechem byłoby opuścić Marsylię bez mydełek. Jest ich tam cała masa, kolorowo, pachnąco i .... nie wiesz które wybrać :). Skusiłam się na Aleppo, którego do tej pory nie miałam i kolejne o zapachu truskawki.
Są tu jakieś fanki Lusha? :). To również moja pierwsza wizyta w tym sklepie, który oczarował mnie swoimi produktami. Choć nie bardziej niż mojego mężczyznę, który wchodząc miał ochotę wszystko zjeść :).
Wszystkie produkty prezentują się genialnie! Do tego te składy, które są naturalne i takie przyjazne dla kobiety. A ten zapach... Obłęd!
Było tego tam tyle, że nie mogłam się na nic zdecydować i wyszłam z pustymi rękami. No cóż, kiedyś na pewno odwiedzę sklep ponownie, to prawdziwy raj dla dziewczyn, które kochają naturalną pielęgnację.
To tyle jeśli chodzi o moje wycieczkowe zdobycze. Ich recenzje pojawią się na blogu już niebawem.
Coś Wam wpadło w oko z powyższej listy? :)