Kobieta zmienną jest, czyli brązy i róże - naprzemienne podróże :).

10/13/2014 Adabloguje 15 Comments

My, Kobiety lubimy być perfekcyjne w każdym calu. Piękny makijaż, świetny ciuch, ładne perfumy - nasze niezawodne atrybuty. Wiadomo, że czasami i dres wchodzi w rachubę, najlepszy taki stary, naciągnięty i "schodzony" - przyznajcie się, wasz najlepszy domowy strój? :).
W mgnieniu oka przechodzimy z roli "domowej pani domu" na tę bardziej "wyjściową". A wtedy lubimy się przyozdabiać: strojem, makijażem, biżuterią i innymi, gustownymi dodatkami. Kochamy biżuterię - od srebra, złota aż po same perły (w końcu "perły to najlepsi przyjaciele kobiety"), a dzisiejszy wpis poniekąd ich dotyczy, ale w nieco innym wydaniu. Domyślacie się jakim? :). 



W kosmetykach kolorowych cenię sobie delikatność i subtelność. Lubię, gdy makijaż dodaje lekkiego akcentu, który jest widoczny, ale nie przesadzony. Ważne jest, aby po aplikacji kosmetyków moja twarz wyglądała naturalnie, nieprzerysowanie. 

Produktami, które spełniają te zadania to dwa malutkie słoiczki z perełkami. W zależności od okazji, nastroju i mojej kobiecej intuicji aplikuję albo brązujące, albo rozświetlające :)



Brązujące perełki do twarzy lubię nakładać na co dzień. Świetnie komponują się z każdym makijażem oka, dopełniając jego akcentu. Co do odcienia - można go "regulować", wystarczy nałożyć go troszeczkę więcej na pędzel i efekt będzie intensywniejszy. Jeśli wolimy te bardziej delikatne rozwiązania wystarczy jedno, dwa muśnięcia pędzlem i mamy pięknie podkreślone kości policzkowe. 
Co do aplikacji - jest bajecznie prosta :). Wystarczy nam dobrze wyprofilowany pędzel, który wykona za nas praktycznie całą pracę. W małym słoiczku mamy dwa rodzaje perełek: jaśniejsze, które rozświetlają naszą skórę, oraz ciemniejsze, w kolorze brązu, które, jak się można domyślić, dają efekt skóry muśniętej słońcem. Bronzer jest dobrze napigmentowany, dlatego też trzeba być ostrożnym z ilością nakładanego kosmetyku, chyba nie chcemy uzyskać efektu "placków" na policzkach ;). 





Rozświetlające perełki do twarzy nakładam zazwyczaj na wieczorne wyjścia. Pozostawiają delikatny, połyskująco-perłowy efekt, co dodaje nam, kobietom elegancji i szyku :). Kolejny plus jest taki, że perełki nie zawierają brokatu, a jedynie drobno zmielone połyskujące drobinki, które pięknie komponują się z naszą skórą. Nie musimy się martwić o trwałość kosmetyku na naszej skórze - produkt utrzymuję się przez cały dzień. To, co w nich lubię najbardziej to efekt dziewczęcego uroku, jaki otrzymujemy dzięki tej kompozycji. 
Kolejna zaleta produktu to dwuzadaniowość: możemy go stosować jako róż lub jako rozświetlacz. Wszystko  zależy od tego, w jakich ilościach go aplikujemy ;). 
Jeśli jesteś "bladziochem" perełki są stworzone dla Ciebie, ponieważ delikatność i subtelność to coś, co jest ich główną zaletą :). 


Opowiem Wam małą anegdotkę związaną z tymi perełkami :). Kiedyś, gdy byłam jeszcze kilkunastoletnią dziewczynką, często odwiedzałam moją ciocię, która miała w swojej sypialni przepiękną toaletkę. Uwielbiałam zasiadać przed lustrem, "malować się" jej kosmetykami i rozpylać no sobie jej perfumy. Miałam z tego mega frajdę, inni zresztą również gdy widzieli mnie z krwisto czerwonymi ustami pomalowanymi na miarę moich możliwości (czyli szminka na ustach i jeszcze dookoła nich). Pewnego razu znalazłam w jednej z szuflad perełki brązujące - ale jako dziecko nie miałam zielonego pojęcia, co to i do czego służy. Aby zaspokoić swoją ciekawość wydobyłam kuleczki z opakowania i nosiłam je w ręce. Pobiegłam do cioci i zapytałam jej, czy te kuleczki to nie są przypadkiem.... dropsy do jedzenia ;). Oczywiście ciocia się troszkę pozłościła, kazała odłożyć kuleczki z powrotem na swoje miejsce i tak oto skoczyła się cała zabawa. Od tej chwili wiedziałam, do czego służą te małe perełki (po dzień dzisiejszy pozostała mi miłość do nich :). 



 Perełki zakupiłam w Avonie, ale ceny nie pamiętam. Zawsze trafiałam na jakieś promocje - wtedy najkorzystniej je kupić. Co do wydajności - czasami myślę, że są one wieczne :). Mam je od kilku lat, używam regularnie, a kulki były, są i pewnie jeszcze dłuuugo będą, dlatego też warte są swojej ceny. 
Gąbeczki, które dołączone są do opakowania nie nadają się do nakładania perełek. Ich zadaniem jest utrzymanie kosmetyku w stabilnym położeniu, w innym wypadku mogły by się po prostu pokruszyć. 


Jestem ciekawa, czy Wy też używacie "twarzowych perełek"? :). A może preferujecie bronzery i rozświetlacze w innym wydaniu? :)


Pozdrawiam cieplutko,
Ada. 






15 komentarzy:

  1. hehe o ja, pamietam jak za dziecka tez fascynowaly mnie te kulki :D tylko ja je w rekach rozwalalam ... :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie były interesujące te kosmetyki w dzieciństwie :D

      Usuń
  2. Kiedyś zawsze używalam takich perełek, nawet na co dzień :) Ale odkąd odkryłam matowe bronzery, to moje perelki poszły w odstawkę. Sprezentowałam je teraz mamie i jest z nich też zadowolona :) Piękne zdjęcia! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie miałam takich kuleczek i odcienie pewnie byłyby średnie jeśli chodzi o moją buźkę, za to ślicznie prezentują się w opakowaniu. Ale zachwyciło mnie ogromnie tło Twoich zdjęć! Bajka <3

    OdpowiedzUsuń
  4. w młodości zawsze te kulki fascynowały mnie u babci :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ja na razie mam z sensique brązujące kuleczki i te mi na razie wystarczają : )

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie mam żadnego bronzera czy różu w formie kuleczek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jednak warto wypróbować ? ;)

      Usuń
    2. Może kiedyś się skuszę, obecnie używam różu w formie sypkiej lub prasowanej :)
      Obserwuję i będę wpadać regularnie :)
      Będzie mi bardzo miło jeśli się zrewanżujesz :)

      Pozdrawiam bardzo serdecznie :)

      Usuń
  7. wczoraj sie nad takimi kuleczkami zastanawiałam i chyba jednak sie skusze!
    http://zyciowa-salatka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Komentarze od Was sprawiają mi wielką radość ! :)).
Jesteście moją MOTYWACJĄ :-).